Zbliża się Mikołaja, toteż krasnal z Laponii ma mnóstwo pracy. Wydaje się, że ma jej tak dużo, że co roku zapomina spełnić życzenie organizatorów skoków na Rukatunturi dotyczącego bezproblemowego weekendu. Wiaterek chyba już robi sobie rozgrzewkę przed tym, by pomóc jego saniom w lataniu po niebie. Potem zarówno krasnal, ale też wiatr pojawiają się na skoczni i tak jakby nawzajem się kłócą. Co ciekawe, czasami ma to całkiem przyjemne zakończenie. Tak było rok temu, tak też stało się teraz.
Stare powiedzenie mówi: Kuusamo - to samo. Fakt, zawody w Ruce (zaraz uściślę) często bywały nieprzewidywalne, loteryjne, ale tym razem naprawdę miały w sobie to coś. Kto oglądał to jestem niemal prawie na pewno ewentualnie w stu procentach pewien, że się zgodzi.Właśnie - Rukatunturi leży obok miejscowości Ruka, która z kolei jest oddalona o około 20 kilometrów od Kuusamo, największego miasta regionu. Stąd też, zapewne też trochę dla rozpoznawalności mówione było, że zawody w Kuusamo, ale od jakiegoś czasu to uściślono. Ktoś kiedyś stwierdził, że zmiana ta została przeprowadzona celowo, bo skoro wiatr zawsze wiał w Kuusamo to już w Ruce nie będzie. Szkoda, że rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Ach, inna sprawa, że tamta teoria, jakkolwiek żartobliwa, byłaby kompletnie pozbawiona sensu. Bo taka miała być hahahah
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8wI4Cz_2BUR856PZYGvxne06L5oLtRF5NoT-xBJaoc3kWJgF7baG8NS86DwAHL67vfRKA1qXS4rTPmrJTOlgggbX_fJPrcjPCRqK0g4wrxk5EklwXZ0wYMC6QgTd7aSy3_cyIbhNaXs0j/s1600/img_20181122_162439_2018-11-23_12-40-55.jpg)
Widzicie śnieg poza skocznią? Ja też nie, dziwne...
W piątek i sobotę działy się naprawdę niespodziewane, nieprzewidywalne, czasami komiczne, ale również niepowtarzalne rzeczy. Pierwszego dnia nie udało się poskakać ani odrobiny (tutaj ukłon w stronę organizatorów - decyzja została podjęta szybko, dzięki czemu niektóre reprezentacje nawet nie musiały opuszczać hotelu), co w sumie nie zdziwiło nikogo, bo przecież sami wiecie co, nie będę powielał powiedzonka z dwóch akapitów wyżej.. W sumie przy wietrze wiejącym po kilkanaście metrów na sekundę oddawanie prób byłoby niemożliwe, chyba że na co najwyżej kilkudziesięciometrowym obiekcie.
Teraz trochę historii najnowszej: w drugiej dekadzie XXI wieku w Ruce odwołano trzy konkursy. Od 2002 roku, gdy zawody tam organizowane są co roku - łącznie tylko cztery. Kilkukrotnie jeszcze zawody skracano/przenoszono, ale jest to w skokach rzeczą zupełnie normalną i nie jest to nic nowego. Dlatego kompletnie nie rozumiem tych, którzy twierdzą, że problemy tam są co roku i tą skocznie należy z kalendarza wyrzucić. Nic bardziej mylnego! Inna sprawa, że to raczej organizatorzy/miejscowości decydują o tym, czy chcą brać w tym wszystkim udział. W Ruce organizowane są przecież jeszcze biegi narciarskie czy kombinacja norweska.
Co do soboty - taki dzień chyba będzie ewenementem. Rano jedna udana próba oddania skoków, aczkolwiek mocno przerywana. Potem prawie cały dzień przerwy. Próba przełożenia kwalifikacji. Nic z tego. Przesunięcie konkursu łącznie o 80 minut. I wtedy się zaczęło: 2/3 zawodników otrzymało wiatr o sile ponad 1 m/s z dołu skoczni. Zawodnicy byli puszczani jeden za drugim, bez praktycznie żadnego, co najwyżej kilkusekundowego opóźnienia. 65-ciu zawodników oddało swe próby w około godzinę, czyli mniej więcej minutę na zawodnika! Stawiam flachę temu, kto znajdzie szybciej przeprowadzony konkurs w historii. Powodzonka!
Trener Gorazd do mnie dzwoni że mi misję daje. Dziwne że się nie odzywał, kiedy w domu siedziałem ~ Domen Prevc. Bertoncelj postąpił podobnie jak rok temu Goran Janus z Jernejem Damianem - nie posłał go do Wisły, a ten w Ruce, jakby trochę utrzeć mu nosa pokazał, na co naprawdę go stać. Co prawda, Domen nie wygrał żadnego z konkursów, ale na pewno dał trenerowi nadzieję, że w tym marazmie, jaki w słoweńskich skokach zapanował jest jeszcze jakaś nadzieja.
Idź się schować jak nie grałeś na kodach,
ja miałem wydrukowane - taka była moda.
Ciągle daję HESOYAM, no bo zdrówka szkoda,
ja nie boję się rywali, mogę wszystkich pokonać.
Nie słucham dziennikarzy, robię ważne,
pogadać sobie z nimi mogę zawsze.
Jedzonko i pićko w hotelu było smaczne
na dworzu już jest ciemno, zaraz skaczę.
Moje jest wygranko. Wygranko bez oszukiwania ~ Ryoyu Kobayashi. Co ciekawe - pierwszy konkurs na Rukatunturi, jeszcze przed znaczną przebudową (z drewnianym rozbiegiem) wygrał Takanobu Okabe. Okabe jest teraz asystentem Hideharu Miyahiry w sztabie trenerskim reprezentacji Japonii. Był to pierwszy, jak i zarazem, póki co, ostatni na tej skoczni konkurs wygrany przez reprezentanta Kraju Kwitnącej Wiśni. Myślę, ze Takanobu na bank przypomniał sobie 7 grudnia 1996 roku.
(Nawiasem mówiąc, miałem wtedy 9 tygodni. Panie, jak ten czas zapierdziela)
Chciałbym jeszcze jeden raz nawiązać do wyżej wymienionych. Tak się zastanawiam, czy młodszy Kobayashi i najmłodszy Prevc grali w GTA? Bo jeśli tak, to musi wpisywali kody. To, w jaki sposób ot tak sobie przeskakiwali Rukatunturi naprawdę budzi podziw i uznanie. Nie wymienię tutaj słów, jakich użyłem podczas oglądania ich niedzielnych poczynań, bo mogłoby się to nie spodobać. Powiem tylko jedno - trener Miyahira aż złapał się za serce po ujrzeniu niedzielnych skoków swego podopiecznego. Ja też. Wiele kibiców zapewne również.
Niestety, o ile wyniki braci Kobayashich są nadzwyczaj zadowalające, to postawa tej bardziej doświadczonej części japońskiej ekipy - Daikiego Ito i Noriakiego Kasaiego budzi spore powody do zastanowienia. Żaden z nich nie zdobył jeszcze choćby punktu, co niepokojące, nie zanosi się na poprawę. Nakamura i Takeuchi też swoimi skokami nie powalają.
Rukatunturi została odczarowana, trzeba to powiedzieć jasno. Ale to w jaki sposób! Pierwszy raz od 15-tu lat udało się Polakowi stanąć na podium rozgrywanych tam zawodów. A teraz - Kamil Stoch niewiele przegrał z Młodym Kobayashim w sobotę, dzień później dołożył kolejne trzecie miejsce. Piotr Żyła był także trzeci, zaraz za Kamilem. Warto dodać, że na niezbyt gościnnej dla nas skoczni po raz jedenasty miała miejsce sytuacja, w której dwóch Polaków stanęło na podium. Jeśli spojrzymy na najlepszy w karierze wynik Jakuba Wolnego to możemy niemal rozpływać się w zachwytach i nie jest to w żaden sposób przesadzone, o nie! Niestety, w pewien sposób mamy sytuację podobną do ww. reprezentacji - brylującą czołówkę, ale dalej jest już średnio. Zwłaszcza jeśli mówimy o Maćku Kocie. Niestety, odnoszę wrażenie, że jego 29. miejsce w Wiśle było raczej dziełem przypadku, niż rzeczywistej dyspozycji. Treningi treningami, ale 88,5 metra w sobotę rano, 53. miejsce w jednoseryjnym konkursie oraz brak kwalifikacji w niedzielę to raczej nie są wyniki które zadowolą. Wydaje mi się, że Maciek (Stefan chyba zresztą też) powinni sobie odpuścić wyjazd do Rosji i oddać kilka spokojniejszych skoków. Jak raz może to pomoże. Oby.
W tym miejscu chciałem wspomnieć, że takie wyniki mogłyby zaspokoić oczekiwania Kazacha czy Estończyka. A i właśnie! Niczym Filip z konopi wyskoczył nam 19-letni Artti Aigro, który dopiero drugi raz w karierze przebrnął przez kwalifikacje! 19. miejsce i zdobytych 12 punktów to wynik lepszy od wielu cenionych zawodników, którzy znaleźli się za nim. Cóż, Estończych upodobali sobie fińskie obiekty chyba bardziej niż sami Finowie.
Odnoszę jeszcze nieodparte wrażenie, że każdy konkurs w tym sezonie musi mieć swego małego bohatera. Bo tak: 7. miejsce Aalto w Wiśle, 6. miejsce Zografskiego w sobotę (140 m). 19. miejsce Aigro w niedzielę. Kto tak samo wyskoczy za tydzień w Rosji?
Skoro o Rosjanach mowa - przychodzi mi na myśl jedno sformułowanie często używane przez rosyjskojęzycznych studentów, ale nie powinienem go tutaj używać. Mianowicie: chodzi o występy Żeni Klimowa w Ruce. Do tej pory, wydawać by się mogło, że ta skocznia im odpowiada - notowali tu kilka niezłych wyników, a tu klops. O ile, w przypadku Korniłowa, Wassiljewa czy Nazarowa wynik aż tak bardzo mnie nie dziwi, o tyle Klimow? Jego skoki były bardzo podobne do tych z zeszłego roku - nierówne wyjście z progu, zbytnie zadarcie nart do góry i w konsekwencji niezbyt długi skok. Coś się ewidentnie popsuło, bo w jaki sposób zawodnik, który praktycznie w każdym skoku w zaledwie kilka dni wcześniej był najlepszy, a teraz w obu konkursach zdobył łącznie tylko 5 punktów? Nowy trener Rosjan, Jewgienij Płechow będzie miał nad czym myśleć, zwłaszcza że zawody na ich terenie już za kilka dni.
Skoro jesteśmy w Finlandii to trzeba jeszcze wspomnieć kilka słów o gospodarzach.
Na początek na plus. Po pierwsze:organizacja i obieg informacji w piątek, o czym pisałem wcześniej. Po drugie: bardzo słuszne działania, żeby mimo wszystko nie obniżać (z jednym wyjątkiem) belki, co dało nam naprawdę niesamowite widowisko, które z pewnością zostanie na długo zapamiętane. Tak jak rok temu, mam wrażenie, że organizatorzy przypomnieli sobie ten pamiętny konkurs z MŚ w Oberstdorfie z 2005 roku, do którego polecam wam wrócić.
Teraz niestety na minus. Po pierwsze: brak japońskiego hymnu podczas dekoracji zwycięzców po pierwszym konkursie (wstyd). Po drugie: dyspozycja zawodników. Oba konkursy zasadniczo fatalne w ich wykonaniu. Pecha miał Antti Aalto, bo nie dość że trochę spóźnił i za bardzo się wyłożył (podobnie jak w niedzielę) a nie miał na dole noszenia, przez co minimalnie minął się z punktami. Postawa Maatta była w miarę zadowalająca - w końcu zdobył symboliczne 2 oczka, ale pozostali? Nousiainen coś tam jeszcze pokazał, ale skoki pozostałej piątki lepiej przemilczeć. Szkoda gadać, szkoda szczępić ryja, spójrzcie po prostu w wyniki. Lauri Hakola stwierdził, że ma drużynę przyszłości. Nie sposób się z tym nie zgodzić, ale jako gospodarze powinni pokazać trochę więcej niż kilka drobnych punktów.
- Wchodzi Piotr Żyła do fińskiej szatni a tam Sami Niemi
Trochę już nieaktualne, ale mam nadzieję że złapaliście.
I jeszcze chwilka wtrącenia - niesamowicie szkoda mi Simona Ammanna. Wynik w Wiśle wydawał mi się być wypadkiem przy pracy i pechem co do warunków, ale ewidentnie nie jest najlepiej. W sumie to mało powiedziane, jest naprawdę słabo. Niestety, nie dotyczy to tylko Szymka, ale całej szwajcarskiej kadry.
Na koniec: przyznaję, tydzień temu trochę wyżyłem się na naszych komentatorach z TVP. Żeby nie drążyć tematu i go zamknąć, mam następującą propozycję: spróbujcie wymienić bez zająknięcia poniższe nazwiska:
- Jorma Etalaelahti
- Jesse Jaeaeskelaeinen
- Mikko Keskinarkaus
- Jesse Paeaekkoneen
- Eetu Vaekaesoeyrinki
- Frans Taehkaevuori
To są imiona i nazwiska byłych i obecnych kombinatorów norweskich oraz jednego skoczka. Specjalnie pominąłem oryginalną fińską pisownię, żeby było prościej przeczytać. Powodzonka!
- Dlaczego Richard Freitag nie może pójść do WC?
- Bo teraz Stephan Leyhe
To bardzo dobre miejsce, by wspomnieć o Niemcach. Nie da się ukryć, że po raz kolejny Werner Schuster bardzo, bardzo dobrze przygotowuje swoich zawodników na pierwszą część sezonu. Nie dość, że wystawia aż siedmiu zawodników, to w każdym konkursie punkty zdobyło aż sześciu z nich, choć było to trochę na zmianę. Andi Wellinger z konkursu na konkurs prezentuje coraz lepszą formę, Karl Geiger oraz Stephan Leyhe również skaczą naprawdę solidnie. A jest jeszcze Markus Eisenbichler czy Richard Freitag, no i przecież wrócił (choć jeszcze w niezbyt optymalnej dyspozycji, ale po tak długiej przerwie to nic dziwnego) Severin Freund. Schuster ma w czym wybierać. Wcale się nie zdziwię, jeśli po zakończeniu sezonu przejdzie do Austrii, co już wieszczono od jakiegoś czasu, zaś jego miejsce zajmie...no cóż, sami wiecie kto. Ale potwierdzenie tego nastąpi w lutym/marcu/kwietniu.
No i jeszcze swoiste post scriptum: Panie M.H, lub też Samozwańczy Autorytecie: bardzo jest mnie miło, że tobie jest miło, bo dla mnie wcale nie jesteś taki aż samozwańczy. Przyznaję, troszkę mnie twe felietony zainspirowały, ale szkoda że z powodu problemów z elektronicznym sprzętem posługującym się systemem zero-jedynkowym nie mogę ci pokazać moich zeszłorocznych wypocin, trochę smutek.
No to co, za tydzień Russia Priwjet, czyli trochę wiatru, (o dziwo) dużo naturalnego śniegu, kawałów o Polaku, Rusku i Niemcu, no i Bocian. Ale to niestety dopiero za jakiś czas.
Komentarze
Prześlij komentarz