Przejdź do głównej zawartości

Jak przeżyć rozstanie?

Poznajecie się. Jest pierwsza randka, druga, trzecia, w pewnym momencie niczym grom z jasnego nieba dostajesz wiadomość w stylu "zostańmy przyjaciółmi". Ewentualnie, jesteście parą, jest pięknie, po czym dowiadujesz się, że jednak w sumie nic z tego i elo. Nieprzyjemne, prawda?



Myślę, że każdy z nas niejeden raz miał taką, lub podobną sytuację. Niby z każdą kolejną się na takową człowiek uodparnia i podchodzi do tego inaczej, ale niesmak (mało powiedziane) za każdym razem zostaje. Na bazie moich prywatnych doświadczeń, lektur blogów czy rozmów z ludźmi postaram się wyjaśnić, jak według mnie osoba odrzucona powinna się wtedy zachować.

(dodam tylko, że niby jest to kierowane raczej do chłopów, ale myślę że panny też znajdą tu coś dla siebie; ponadto kieruję to do osób, które dostały kosza, oraz ich relacja nie zakończyła się za porozumieniem stron)

Przede wszystkim: jak na to zareagować? Myślę, że dobrze jest od razu dowiedzieć się, jaki był takowego wyboru powód. Robimy bowiem rzeczy, które nieświadomie uznajemy za słuszne/dobre, ale drugiej osobie mogą się zupełnie nie spodobać. Jakakolwiek odpowiedź będzie to nie powinniśmy próbować na siłę walczyć. Może się tak stać, że wyjdziemy na desperatów, co sytuację jeszcze bardziej pogorszy (a może to być potem istotne). Najlepiej jest przyjąć to na przysłowiową klatę, pożegnać się i pójść każdy w swoją stronę (dosłownie i w przenośni).

Pierwsze primo: skoro ta informacja jakoś do nas dotarła, to trzeba tą pustkę po drugiej osobie zapełnić. Nie wiem ile procent populacji (na pewno dość spora liczba) sięgnęłaby od razu po alkohol, wspomagając się przy okazji mocniejszymi używkami. Moi drodzy, nie tędy droga! Może wydaje się, że jak się wypije to się zapomni (vide piję by zapomnieć), ale uwierzcie mi - to jeszcze pogorszy samopoczucie. Co prawda jestem abstynentem, ale z obserwacji moich wynika, że bycie pod wpływem tylko wzmaga różne targające nami emocje. Można wręcz powiedzieć, że je zwielokrotnia. Nie bez powodu ludzie po pijaku są bardziej rozwięźli, bardziej rozemocjonowani, częściej płaczą niż zwykle. Ale potem jest gorzej: jeśli przesadzisz to zwrócisz zawartość żołądka, a rano obudzisz się z bolącą głową, a myśli o tamtej osobie powrócą. Jednym słowem - dwa razy gorzej niż na trzeźwo.

Co zatem proponuję? Wysiłek, najlepiej fizyczny. Pamiętam, jak po raz pierwszy w życiu dostałem kosza. Co prawda, była to taka gimnazjalna miłość, która nie trwała zbyt długo, ale, jak wiadomo, w tym wieku najmniejszy problem to jest koniec świata. Co prawda były wtedy trochę inne realia, ale zabrałem się wtedy za pracę w ogrodzie, a potem pojechałem rowerem przed siebie. Wróciwszy do domu, jedyne, o czym myślałem to prysznic i spanie. I tutaj widzę pierwszy plus takiego rozwiązania: zamiast rozpamiętywać całą sytuację podczas picia/palenia, zmęczysz się i o wiele szybciej zaśniesz. Na marginesie: jak wiadomo, podczas leżenia przed snem najwięcej się myśli, podobno najczęściej albo o tym o czym marzymy, albo o tym, za co nam jest wstyd.

Załóżmy, że pierwszych kilkanaście godzin mamy za sobą. Tutaj pojawiają się małe schodki pod górę, których przejście sprawi, że od tego momentu będzie tylko lżej. Mianowicie, trzeba uciąć przysłowiową linę. Otworzyć galerię w telefonie/na komputerze i usunąć wszystkie jej/jego zdjęcia. W szczególności te, na których byliście razem. Następnie - wszystkie sms-y. Jeżeli poznaliście się na portalu randkowym i jakimś cudem dalej macie tam konto - koniecznie usunąć wszelkie konwersacje z tą osobą. Samo konto można ewentualnie zostawić, ale tego bym nie radził. Wchodząc na tenże portal będziecie sobie tylko przypominali o tym, że tutaj żeście się zapoznali, czyli de facto tej liny nie odetniecie. Ale z drugiej strony - jeżeli druga osoba tego nie zrobi, to nie wyrzucajcie się ze znajomych na Fejsie. To może się w przyszłości przydać, ale o tym później.

Radzę też przestać chodzić w miejsca, w których się widywaliście. Z pewnością chodziliście do konkretnego parku, bo tam się wam podobało, mieliście ulubioną knajpę/bar/klub. Samo pójście tam przypomni wam byłego/byłą. W ten sposób też może być nieco lżej. Oczywiście, jeżeli widywaliście się w swoim pokoju/mieszkaniu/domu, to nie będziecie specjalnie się przeprowadzać. Wydaje mi się jednak, że z każdym z tych trzech miejsc wydarzyło się tyle, że tych kilka randek to jest nic.

Tak od siebie dodam, że przez pewien czas chodziłem inną drogą, byleby ominąć dwa miejsca, w których z jedną z panien zawsze się spotykałem. Uwierzcie, pomogło.

Polecam również przestać słuchać tych utworów, które będą nam daną osobę przypominały. Nie każdy tak ma, ale ja wiele sytuacji utożsamiam z jakąś piosenką. Wystarczy, że ją usłyszę a już pewne sprawy mi się przypominają. Jeśli o muzykę idzie, to lepiej jest nie słuchać jakichś smutnych utworów o rozstaniach, lub traktujących o nieodwzajemnionej miłości.

To było właśnie tych kilka schodków w górę. Najważniejszym, wydaje mi się, jest oczyszczenie galerii i skrzynki. Oczywiście, jeśli jest się masochistą to nie trzeba tego robić, ale dla takich osób ten wpis stworzony nie jest.

Powiedzmy, że powyższe, razem ze spaniem zajęło wam około dobę. Ale przecież coś trzeba robić. Najgorsze bowiem wtedy jest siedzenie samemu zamkniętemu w czterech ścianach i rozmyślanie, tudzież użalanie się nad sobą. Taki drugi dzień po rozstaniu jest optymalnym momentem, by z najlepszym ziomkiem wyskoczyć na piwo, lub coś w ten deseń. Nie będziemy tym aż tak rozemocjonowani, a taki ziomek na pewno będzie wiedział jak pomóc. Zresztą, nie bez powodu nim jest, nieprawdaż?

Gdy już odrobinę się ochłonęło, to jednak pomyśleć mimo wszystko trochę trzeba. Ale podkreślam: pomyśleć a nie użalać się. Można to zasadniczo nawet podczas piwa z ziomkiem przedyskutować. Mianowicie: co poszło nie tak? Pół biedy, jeśli dowiedzieliśmy się o tym podczas rozstania. Jeśli nie - kruci, trochę problem. Trzeba przepatrzeć mnóstwo spraw - od tego, co was łączyło, co dzieliło; jakimi typami charakterów byliście; jakie wyznawaliście wartości; co w sobie lubiliście, a czego nie; o co mieliście ostatnią kłótnię (chyba, że znajomość nie rozwinęła się na tyle, by do niej doszło); gdzie ostatnio byliście i co robiliście; czy nie pojawił się przypadkiem ktoś trzeci; jednym słowem - wszystko. Pamiętajcie, że diabeł tkwi w szczegółach, i to właśnie takie szczegóły mogą o wszystkim zaważyć.

Mimo wszystko, jest kilka najpopularniejszych przyczyn, dla których związek się rozpadł, lub do niego w ogóle nie doszło:
- zbytnia różnica charakterów - mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają (tak jak plus z minusem w magnesie). Niestety, to tak nie działa. Charaktery w związku muszą nawzajem się uzupełniać. Przykładowo: zamek bez klucza nie zostanie otwarty, zaś klucz sam w sobie może się przydać co najwyżej do otwarcia butelki z piwem (chyba), ale dzięki połączeniu zamka i klucza drzwi czy inna szafka zostaną otwarte. Innym są też cyfry 1 i 0. Zero bez jedynki jest niczym, zaś jedynka dzięki zeru jest 10 razy mocniejsza, gdy razem tworzą liczbę 10. Spotkałem się kiedyś z czymś takim jak numerologia. Nie zagłębiałem się w temat zbytnio, ale to co było tam niegłupie, to jedna liczba odpowiadająca jakiemuś typowi człowieka nigdy nie zbuduje trwałej relacji z inną (że tak powiem).
- wypalenie - gdy po jakimś dłuższym czasie pojawia się rutyna, to nachodzi ochota, by coś zmienić. Czasami niestety oznacza to zerwanie jednego związku i rozpoczęcie nowego (vide Lepszy Model Kasi Klich)
- zbytnia różnica społeczna - są utarte i zwyczajowo przyjęte pewne normy, dotyczące również związków. Stwierdzenia takie jak wiek to tylko liczba czy im podobne niby wydają się mieć sens, ale tak naprawdę to nie mają.
- różnica wartości - to może trochę jako rozwinięcie podpunktu o charakterach. Nie oszukujmy się: zadeklarowany katol nie zbuduje trwałej relacji z ateistą. Nie wchodząc w politykę, ale inny światopogląd będzie najczęstszym zarzewiem konfliktów - prawak z lewakiem się raczej nie dogada na dłuższą metę, nawet jeśli obie strony będą nawzajem akceptowały swoje myślenie
- brak szczerości - umówmy się, że szczerość to niemalże podstawa. Kłamstwo szybko wychodzi na jaw, zaś raz naruszone zaufanie bardzo trudno jest odzyskać. Tak jak z kartką papieru - po zgnieceniu i ponownym wyprostowaniu nie będzie już taka sama.
- zazdrość - to trochę podchodzi pod brak zaufania. Można się z tym zgadzać lub nie, ale odrobineczka zazdrości może być potrzebna. Ale też nie taka, że chcemy mieć tą drugą osobę niemalże pod stałą kontrolą.
- ukrywanie czegoś - to trochę podchodzi pod powyższy podpunkt. Przykładowo: chcesz, by druga osoba miała czystą kartę. Nagle dowiadujesz się, że ma nieślubne dziecko z innym. Byłbyś w stanie to zaakceptować?
Notabene, ukrycie przed drugą osobą choroby, która nie pozwala mieć dzieci jest jedną z przyczyn, by móc otrzymać rozwód w Kościele. Tak jest, nie zmyślam.
- trzymanie wszystkiego w sobie - cóż, należy mówić sobie wprost co jest nie tak.
- brak pieniędzy - jeśli zwiążesz się z blacharą, której zależy tylko na hajsie, to wiadomo....

Przykłady takie można mnożyć i zapewne jest ich jeszcze sporo, ale wydaje mi się, że te są właśnie najpopularniejsze. Dodam tylko, że część z nich można rozwiązać. Wystarczy tylko chcieć.


Jeżeli wiemy, co poszło nie tak, to musimy wprowadzić to w życie. A i tak koniec końców okaże się, że czegoś żeśmy pod uwagę nie wzięli. No cóż, wszystkiej wody nie wypijesz.

Teraz zaczyna się taka troszkę żmudna część, której niektórzy nie lubią. Otóż, należy zastanowić się, co zrobić, by uczynić się atrakcyjniejszym. Najprościej jest zacząć od wyglądu, ale nad charakterem też trzeba popracować. Pomyślcie sobie: czego w sobie nie lubicie i co chcielibyście zmienić? Na co bardziej zwrócić uwagę przy poznawaniu nowych osób? Jakiego błędu nie popełnić ponownie? Co można zrobić, by stać się atrakcyjniejszym? Na co płeć przeciwna zwraca uwagę? W jakikolwiek sposób do tego dojdziemy to efekt i tak będzie pozytywny. Nie tylko w kontekście szukania kogoś innego, ale i sami poczujemy się lepiej.

Teraz kolejna ważna sprawa - broń Panie Boże próbować jakoś wracać, budować coś od nowa. Chyba, że jesteśmy po kilku ładnych latach. Ale, że wpis ten kieruję do mniej więcej mojej grupy wiekowej, to nie oszukujmy się, mało kto w tym wieku ma taki pokaźny staż związku (powiedzmy, że przynajmniej 4 lata). Chyba że ja o czymś nie wiem....
Tym niemniej, spotkałem się z opinią że po dwóch miesiącach można ot tak coś spróbować się skontaktować, pogadać, może nawet w konkretnej sprawie się spotkać. Może coś jest ze mną nie tak, ale wydaje mi się, że się nie powinno. No ewentualnie złożyć sobie na święta i urodziny życzenia.

Teraz: proponuję dalej kręcić się między ludźmi. Zarejestrować się na innym portalu. Pójść na speed dating. Wybrać się do innego klubu. Może dołączyć do jakiejś wspólnoty? Ewentualnie do jakiejś grupy ludzi o podobnych zainteresowaniach? Możliwości poznania nowej osoby są naprawdę bardzo duże, może zresztą się okazać, że to będzie ten jedyny/ta jedyna? A nawet jeśli nie - uda się (najprawdopodobniej) skutecznie zapomnieć o byłej/byłym.

Dlaczego wspomniałem, żeby na fejsie się nawzajem nie usuwać? Chodzi mi tutaj o wzbudzenie atencji. Ciężko ukryć, że jeśli co raz pokazuje się nam były/była to wspomnienia wracają. A jeśli nasze zdjęcia będą prezentowały nas coraz lepszych/ładniejszych/atrakcyjniejszych, może jakieś grupowe albo z wakacji? Niemal gwarantuję, że były/była na to trafi i odrobinkę się zastanowi, czy dobrze postąpił/a. Nawet jeśli swoją decyzję podtrzyma to w pewien sposób utrzemy mu/jej nosa. Niech ma za swoje.

Reasumując: jeśli dostaniesz kosza, lub dowiesz się o tym, że druga połówka z Tobą zrywa:
- nie załamuj się
- odetnij się od wszystkiego, co z nim/nią związane
- zastanów się, co poszło nie tak i postaraj się to wyeliminować
- popracuj nad sobą, raz że tak jakby utrzesz byłemu/byłej nosa, dwa - zwrócisz na siebie uwagę kogoś innego.

Tym, którzy dotarli do końca gorąco dziękuję! To pierwszy felieton z serii #NieZwariować, na pewno będzie ich więcej. Zresztą, mam już pomysł na następny.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Serbia - niedoceniany kraj w sercu Bałkan

Bajkę o tytule Asterix i Obelix zna niemal każdy. Jednym z jej głównych wątków jest walka małej galicyjskiej wioski z Imperium Rzymskim, w której Galowie stawiają najeźdźcy dziki opór. Dlaczego od tego zacząłem? Otóż jest w Europie kraj, który de facto otoczony przez inaczej myślących sąsiadów, uparcie trzyma się swojego zdania, pomimo nacisków z zewnątrz. Jest więc niczym owa galijska wioska. W czym tkwi sekret, skąd owa siła do trwania przy swoim , pomimo wyśmiewania i wyszydzania? Dlaczego w ogóle tak się stało? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, wybrałem się do Serbii (o której mowa), by dokładnie to poznać i zrozumieć. Zapraszam zatem na opowieść o wycieczce do tego unikatowego kraju! Na początku trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego wybrałem się właśnie do Serbii? Chcąc na Bałkany mogłem przecież wziąć Chorwację, Macedonię, Albanię, Czarnogórę czy ewentualnie Bułgarię. Wymieniłem te kraje nieprzypadkowo. To właśnie one pojawiają się w głowie większości po połącze...

Zbigniew Stonoga

Co prawda nie tutaj, lecz na prywatnym profilu opisałem jakiś czas temu sylwetki kilku polityków. Tym razem chciałbym poruszyć temat osoby może nie związanej stricte z polityką, ale kręcącej się w jej okolicach, zarazem przedsiębiorcy, politycznego więźnia, autora piosenek, właściciela fundacji oraz kogoś, kto wie chyba trochę za dużo: Zbigniewa Stonogi. Z kwestii czysto formalnych: p. Stonoga urodził się w 1974 roku z Ozimku (woj. opolskie). Posiada wykształcenie średnie techniczne. Żonaty, ma jednego syna. O jego wcześniejszych etapach kariery politycznej można powiedzieć tylko, że jakaś tam była. Był związany z parlamentarzystami Samoobrony takimi, jak Wanda Łyżwińska czy Sławomir Izdebski (organizator nieudanych protestów rolników w 2015). Podobno doradzał również Andrzejowi Lepperowi, aczkolwiek któregoś razu Stonoga miał być przezeń określony mianem niebezpiecznego . Lata 2014-2015 w polskiej polityce zasługują chyba na obszerny materiał, by dobrze wytłumaczyć co, kto, jak...

Jak nie zostać skreślonym

Poznajecie się. Pierwsza randka, druga, trzecia..... a nie, czekaj... No właśnie, trzeba coś zrobić, żeby w ogóle na pierwszej się nie zakończyło. Tym razem spróbuję, bazując na własnych doświadczeniach oraz usłyszanych historiach wywnioskować, co robimy nie tak już na samym początku znajomości. Od razu zaznaczę - dotyczy to osób poznanych poprzez chociażby Badoo, Sympatię, czy tam inne Tindery. Generalnie pierwszym błędem i to dotyczącym obu stron jest sytuacja, w której zbytnio odwlekamy pierwsze spotkanie. Każdy się chyba zgodzi, że internetowa konwersacja a rozmowa w realu to dwie odrębne sprawy. Ich wspólnym mianownikiem jest praktycznie używany doń język. Zaczyna się od tego, że zdjęcia nie oddają pełni tego, jak dana osoba wygląda. Podobną sytuację mieliśmy w ostatniej edycji programu Rolnik Szuka Żony , gdy kandydatka jednego z rolników okazała się wyglądać zupełnie inaczej na zdjęciach, niż wizytówce. Ale nie o samo zdjęcie chodzi - może się okazać, że za dużo dowiec...